Czarne koty – Edgar Hryniewicki
Czytając książkę lubicie przenosić się do innych światów? Celowo używam tutaj liczby mnogiej, bo przecież nie każda książka ma tylko jeden świat. Ja nie tylko lubię się przenosić, ale i czuć klimat tego, o czym czytam. Czytając o przygodach, chcę być jedną z bohaterek i stawiać czoło złu, które czai się na każdym kroku. Dzisiaj, dzięki wydawnictwu Novae Res zabiorę Was do świata innego niż nasz. Ten świat pokaże Wam, że nawet gdy myślimy, że robimy coś w słusznej sprawie – w rzeczywistości jest totalnie inaczej. Na samym początku chciałabym podkreślić, że język, którego użył autor w książce “Czarne koty” jest fantastyczny, fenomenalny i średniowieczny. Myślę, że jest to ogromny plus, a sam piszący włożył w książkę “swoje serce”. Choć czasem ciężko się to czyta.
Ocena: 6/10
Czarne koty – tytuł i okładka
Od samego początku zastanawiałam się jakie jest powiązanie pomiędzy tytułem, a całą książką. Jakiż był mój zawód, gdy na stronie 35 przeczytałam o czarnym kocie, który wpatrywał się w bohatera. Miałam takie… nie, to nie może być to. Bingo. Nie było. Powiązanie jest jak najbardziej trafne, chociaż dlaczego właśnie takie? Na to pytanie musiałby odpowiedzieć sam autor, a Wy przeczytajcie sami, o co chodzi.
Okładka jest bardzo fajnie dobrana. Miasto nad morzem się zgadza i patrzące w dal oczęta kota. Naprawdę fajny pomysł, którego już nie będę bardziej tłumaczyć, bo jest to i powiązane z tytułem i kotem. Wystarczy.
Na tyle okładki jest jeszcze napis, czy jest on zgodny? Taaak. Mamy spisek, zdradę, chwiejne sojusze i zatarte granice pomiędzy dobrem, a złem. Wszystko się zgadza i dzięki temu historia wydaje się mroczna.
Moja miłość przy uczuciu jakim on darzy historię, blednie niczym świeczka postawiona w środku płonącej puszczy.
Czarne koty – historia
Cała historia książki “Czarne koty” zaczyna się od Prologu, w którym jest zdecydowanie za dużo informacji na sam początek, więc trzeba się naprawdę mocno skupić. Trwa to trzy strony, a mogłoby i 20. Poznajemy świat, o którym będziemy czytać. Wchodzimy do handlowego miasta Thornis i poznajemy głównego bohatera o imieniu Mins. Jest to młody chłopak, który ma wielkie marzenia o bogactwie. Szuka swojej drogi, bo nie chce utknąć na całe życie w porcie, żyjąc od jednej monety do drugiej. Los jest łaskawy i pojawiają się dla niego nowe możliwości.
Chłopak ma też przyjaciół, których na szczęście poznajemy po kolei (nie jak na początku wszystko naraz). Joim i Blind uważam, że są kluczowymi postaciami. Młodziaków nie da się nie lubić. Chociaż ciężko ich czasem zrozumieć.
Wracając do całej historii to bohaterowie mają do wykonania pewne zadania. Z tyłu okładki wiadomo, że wykonają je z powodzeniem, co jest mocnym rozczarowaniem, bo przez pół książki… wiemy, że im się uda. Wstępują do organizacji, w której mają stawić czoła nadchodzącej wojnie. Mają też ogrom przygód, które śledzimy z zapartym tchem. Autor serwuje nawet wątek miłosny!
Książka uzyskała ode mnie taką, a nie inną ocenę, bo mnie osobiście potrafiła trochę zniechęcić przez ciągnącą się historię, brak wyczekiwania i brak zaskoczenia w zakończeniu. Gdy na tyle okładki jest napisane o odróżnieniu przyjaciół od wrogów i o poświęceniu, myślę, że każdy w połowie domyśli się, co nastąpi na końcu. Szkoda.
Do wojny, mości panowie. Wojny o tyle okrutnej, że jedna strona nie będzie walczyć o bogactwa czy ziemie, a o przetrwanie.
Dla kogo jest książka “Czarne koty”?
Jeśli:
- lubicie przeżywać przygody razem z bohaterami
- lubicie spiski
- chcecie przenieść się do innego świata
- lubicie odkrywać i poznawać
To myślę, że dobrze trafiliście i książka Wam się spodoba.
Dostrzegłam wiele cierpień, okupujących szczęśliwe dni w raju, morze złych emocji, dających upragniony spokój, na koniec zauważam pokój okupiony wojną samotności w bezliku szarych dni.
Przemyślenia
Książka “Czarne koty” została zakwalifikowana jako powieść fantasy. Po przeczytaniu opisu miałam wrażenie, że jest to powieść przygodowa. Czytając książkę do pewnego momentu nie chciałam zmieniać zdania, aż tu nagle… nie mogę Wam napisać co, ale kurcze. Nie podobało mi się to. Według mnie zabrakło legend, wprowadzenia czytelnika do tego drugiego świata, który się tam znajduje. Wiem, że książka i tak jest pokaźnych rozmiarów (ma 494 stron i jest pisana małym druczkiem), ale uważam, że dałoby się to jeszcze wcisnąć.
Bardzo mi się podobała gra w karty, którą autor nam serwuje. Jasno opisane zasady, może za niedługo będziemy mieć #czarnekotykarty czemu nie!
Czymś godnym uwagi są również mapy zawarte na końcu książki.
“Czarne koty” to debiut Edgara Hryniewickiego, jest on z rocznika 2000 i powiem Wam, że daje nadzieję dla ludzkości. Jednak młodzi ludzie mają wyobraźnię! Mam nadzieję, że nigdy jej nie straci. Jeśli to przeczytasz to wiedz, że mocno Ci kibicuję, ponieważ książka jeśli jeszcze nie wiecie ma być trylogią. Zakończenie jak najbardziej pozostawia czytelnika w stanie- muszę mieć następną część. Powodzenia!
Po więcej moich recenzji zapraszam w zakładkę Recenzje.
Żyjcie tak, byście nie bali się umrzeć.

